Tydzień temu zostałem poproszony o kilka zdjęć Pińczowa i odkryłem dość mało sympatyczną prawdę. Mianowicie – prawie rok minie, gdy swobodnie biegałem z aparatem po mieście próbując coś uchwycić ciekawego. Czy chociaż by polując na jakiś krajobraz. Ciągle były albo wesela, albo plenery, albo chrzty, albo reportaże prasowe. Na inne rzeczy brakowało niestety czasu.
Dlatego też postanowiłem to trochę zmienić i ruszyłem tyłek upolować Pińczów z Garbu Pińczowskiego. Wiem, mało ambitne ale od czegoś trzeba było zacząć.
Tak sobie czekałem aż słonce zbliży się do granicy horyzontu, szukając najlepszego miejsca do zrobienia zdjęcia i… po 20 minutach dopiero odkryłem, że za moimi plecami dzieje się to:
Jakiś kolejny (przepraszam za wyrażenie) debil (lub debilka) podpaliła trawy. Co gorsza dzień był bardzo wietrzny, więc ognień roznosił się błyskawicznie. I tu należy oddać szacunek naszym strażakom. Ruszyłem w dół, gdyż stwierdziłem, że z daleka nie oddam klimatu akcji i najlepiej by było tam w śród nich coś po pstrykać. Nim zbiegłem w dół zbocza i wybiegłem na 2 stronę „góry”… zastał mnie widok ugaszonego już pożaru. Nie mam pojęcia jak oni tego dokonali w tak krótkim czasie:)
Oczywiście finalnie przegapiłem zachód słońca:P